Współczesne wychowanie dąży do tego, by dziecko było kolejnym trofeum korporodzica. Rodzicielstwo miłości, bliskości, bezstresowe, stresowe, z karami i bez… Oh shit, co za bzdury!
Dobre stopnie w szkole, nietypowe pasje, modne ubrania, drogie telefony. Brajanki i Dżesiki co i rusz chwalą się nowymi kejsami od Karla Lagerfelda. Pod poliestrową szmatą i plastikowymi paznokciami z najnowszym pyłkiem, nastolatki kryją więcej brudu, niż korporodzic byłby w stanie przyjąć w swoim korpogadzim mózgu. O brudzie pod plastikowymi paznokciami korpomamusi (kopro…?) pomówimy w innym wpisie 😉
Byle tylko uśpić wszelkie objawy woli, wolności. Stłamsić kreację. Matka marzyła, by zostać baletnicą? To córka na balet. Dżesa grzebie coś tam w fotoszopie? Na co jej to, ma tańczyć i być w tym najlepsza. Synek chce trochę pograć w gry i polatać dronem, ale to jest za mało w trendach, więc kupujesz mu najdroższy łuk. Z celownikiem, kurwa. Żeby tylko zniszczyć naturalne odruchy, inaczej w przyszłości mógłby zabić szczurzego, przygarbionego korpoojca.
A, zapomniałabym. Dziecko ma być grzeczne! Koniecznie bez objawów gniewu, agresji, smutku, refleksji. Za długo patrzy w sufit? Szybko do psychiatry, sąsiadka mówiła, że kolegi syn tak miał i ma jakieś zaburzenia, papiery do szkoły przynosiła. Córce pękają naczynka na twarzy? Googlujesz, czy laser można zrobić u dwunastolatki.
I tak tworzysz tego miniczłowieka, żeby był wygodny w obsłudze. Najlepiej, żeby jadł to samo, co Ty, miał pokój po przeciwnej stronie domu, żeby się za często nie spotykać, full zajęć pozalekcyjnych, żeby był gotową maszyną do zarabiania. Pieniędzmi kupujesz sobie czas i święty spokój. A w świat wypuszczasz niedołężnego neurotyka, bezwolnego wewnętrznie, który jeszcze na studiach zapisuje się na pierwszą psychoterapię… Brawo, cywilizacja zachodnia jebnie sama.